2 biliony 210 miliardów 800 milionów złotych (2,210,800,000,000 PLN) – dokładnie tyle ZUS zapisał na naszych kontach emerytalnych.
To prawie o połowę więcej niż całe nasze polskie PKB (wartość wszystkich usług i towarów), które wynosi 1,6 biliona PLN.
Wydawałby się, że prezes ZUS to człowiek potężniejszy niż premier, skoro może obracać bilionami, prawdziwy pan i władca. Tyle że tak naprawdę to kloszard z pustymi kieszeniami, chodzący co roku do ministra finansów z prośbą o datki.
Jego kasa jest pusta. To, co dostaje ze składek pracujących Polaków, czyli ok.120 mld zł. zaraz wypłaca na emerytury i renty. I rok w rok jest na minusie. Dlatego musi brać dotację z budżetu – w tym roku 37 mld zł. Gdzie są więc te biliony? To tylko liczby zapisane na twardych dyskach komputerów w Centralnym Ośrodku Obliczeniowym ZUS na warszawskich Powązkach.
Jak ZUS zwróci te pieniądze przyszłym emerytom? Zakład uspokaja, że spłata długu będzie trwała dziesiątki lat. Bo ten dług to m.in. zobowiązania wobec dzisiejszych 20 – i 30-latków, którzy na emeryturę zaczną przechodzić nie wcześniej niż za 30 lat. A do tego czasu wiele się może zmienić.
Tyle że może się zmienić na gorsze. W kolejnych latach, jak pokazują dane demograficzne, z wypłatami będzie jeszcze gorzej. Bo coraz mniej jest pracujących w stosunku do liczby emerytów. W 2010 r. na jednego emeryta przypadały cztery osoby w wieku produkcyjnym, w 2020 r. będą to już tylko trzy osoby, a w 2035 r. – zaledwie dwie. W roku 2060 więcej niż co trzeci Polak będzie miał ponad 65 lat, co ósmy – ponad 85 lat. Będzie to najwyższy odsetek seniorów w całej UE!
Na dodatek co najmniej kilkaset tysięcy młodych ludzi wyjechało z Polski, bo nie mogło tu znaleźć pracy. O ironio, my, kraj w kłopotach demograficznych, dostarczamy nowych obywateli Wielkiej Brytanii i Irlandii. Ich składek emerytalnych będzie nam mocno brakowało.
Podsumowując, coraz mniej osób będzie płaciło składki, a coraz więcej je pobierało. Z prognoz ZUS wynika, że tylko do 2020 r. może mu zabraknąć na emerytury nawet ponad 400 mld zł (łącznie)!
Dla porównania dochody tegorocznego budżetu to ok. 300 mld zł.
Składki waloryzowane
Każdy Polak co miesiąc odkłada na emeryturę 19,52 proc. swojej pensji. Do 2011 r. 12,2 proc. z tej części szło do ZUS, a 7,3 proc. do OFE.
W 2011 r. rząd zmniejszył część składki na OFE do 2,3 proc. Pozostałe 5 proc. trafiło na nowe tzw. subkonta w ZUS. (Obcięta składka miała stopniowo rosnąć do 3,5 proc. – od tego roku OFE dostają 2,8 proc.).
Obecnie blisko 16 mln pracujących Polaków ma więc w ZUS dwa konta emerytalne: jedno zwykłe, czyli I filar, i drugie tzw. subkonto (pieniądze przejęte od OFE). Na pierwszym jest zaksięgowane 2,2 biliona złotych, na drugim 28 mld zł.
Co się z tymi pieniędzmi dzieje?
Aby nie traciły na wartości, co roku są waloryzowane o określony procent (oczywiście cały czas jako zapis na twardych dyskach). Waloryzacja zależy od wzrostu przypisu składki na fundusz płac, czyli od tego, jak rosną pensje Polaków i ilu z nas pracuje. W uproszczeniu można powiedzieć, że waloryzacja w dłuższym okresie odpowiada temu, jak szybko rozwija się gospodarka (czyli jak rośnie PKB). I nie może być niższa niż inflacja. Inaczej jest z pieniędzmi na subkoncie. Te podwyższa się o wysokość średniego nominalnego PKB (czyli wzrostu gospodarczego plus inflacja) z ostatnich pięciu lat. Przy czym waloryzacja nie może być ujemna. Pierwszy raz ZUS zwaloryzuje subkonta 1 czerwca tego roku.
I teraz najważniejsze pytanie przyszłego emeryta: ile ja z tego będę miał pieniędzy na starość? Od czerwca ZUS zacznie wysyłać do każdego Polaka specjalnie listy z prognozami wysokości emerytur za 5, 10 czy 40 lat. Po raz pierwszy będą to prognozy obejmujące też subkonto. Czy treść tych listów będzie zrozumiała?
– Wysyłane w tym roku listy z informacją o stanie konta będą się zdecydowanie różnić od tych wysyłanych dotychczas – zapewnia jednak Wojciech Andrusiewicz z warszawskiej centrali ZUS. – Informacja będzie bardziej przejrzysta, napisana prostym językiem, z elementami graficznymi i warstwą edukacyjną. Zapewniam, że nikt nie będzie miał problemu z jej poprawnym odczytaniem.
Ma być więc jak w Szwecji. Tam każdy obywatel co roku dostaje wyciąg z konta emerytalnego w pomarańczowej kopercie. Zestawienie wartości konta pokazane jest w zrozumiały sposób i każdy Szwed doskonale wie, z czego składa się jego emerytura.
Ile tego będzie?
Kiedy Otto von Bismarck wprowadzał w 1889 r. w Niemczech pierwszy w świecie powszechny system emerytalny, ludzie żyli średnio 40 lat, a emerytura przysługiwała 70-latkom jako forma ochrony przed nędzą.
Była więc ewenementem. Ludzie rodzili dzieci, wychowywali je tak, aż mogły utrzymać się samodzielnie, a później po prostu umierali. Dziś emerytura Polakom coraz bardziej kojarzy się z… rekreacją, odpoczynkiem po dłuższej bądź krótszej pracy.
Jeżeli ktoś jednak myśli, że po przejściu na emeryturę będzie zwiedzał świat, kosztował małże w eleganckich restauracjach czy, w najgorszym wypadku, wygrzewał stare kości nad Bałtykiem, to list z ZUS-u może go pozbawić resztek złudzeń.
Aby ulżyć budżetowi i nie zwiększać w jeszcze większym tempie długów ZUS, od 1999 r. wprowadzono reformę, która uzależnia wysokość emerytury od naszych składek: ile uzbierasz, tyle na starość dostaniesz. W momencie przejścia na emeryturę ZUS dzieli więc sumę zgromadzonych przez nas składek przez tzw. statystyczną długość życia (danych dostarcza Główny Urząd Statystyczny). Wynikiem tego podziału jest nasza emerytura. W przypadku obecnych emerytów tego związku nie ma.
W rządowych prezentacjach pokazywanych przy okazji wydłużania wieku emerytalnego do 67 lat przyjęto, że przeciętna pensja w roku 2040 wyniesie prawie 8 tys. zł, a przeciętna emerytura – już po podniesieniu wieku emerytalnego – ok. 3,5 tys. zł
Kawał pieniądza nieprawdaż? Spora część dziś pracujących takich sum nie ogląda.
To jednak trik statystyczny. Jeśli ja i pies mamy razem sześć nóg, to czy to znaczy, że ja i pies mamy średnio po trzy nogi? W rzeczywistości emeryt z 2040 r. dostanie dużo mniej niż obecny. Dzisiejszy senior, przechodząc na emeryturę, może liczyć na grubo ponad połowę swojej ostatniej pensji. Senior z 2040 r., jeśli oszczędzał i pracował cały czas na etacie (a to trudne), dostanie jakieś 40 proc.
Wnioski? Za 30 lat będziemy dziewiątym najstarszym krajem świata. Jak ktoś wtedy przejdzie się ulicą Marszałkowską, zobaczy starych ludzi z bardzo niskimi emeryturami, którzy będą oglądać wystawy. Bo na nic innego nie będzie ich stać. To będą dzisiejsi 30-latkowie. Chyba że będą odkładać na emerytury sami. Ale jak? Trzeci filar emerytalny, tzw. IKE lub IKZE, na który mieliśmy dobrowolnie odkładać pieniądze – został zmarginalizowany. Zresztą ilu z czytających ten tekst wie, co to w ogóle jest?
A co w sytuacji, jeśli komuś z odłożonych składek wyjdzie 300 zł emerytury? Co z przedsiębiorcami, którzy płacą minimalne składki emerytalne? Co z ponad milionem osób pracujących tylko na umowach o dzieło i zlecenie?
Państwo przewidziało emerytury minimalne (dziś to 830 zł brutto), ale tylko dla osób, które miały minimalny staż pracy. Kobieta – 20 lat, mężczyzna – 25. Takim osobom, choć z wyliczeń wynika niższe świadczenie, np. 350 czy 500 zł, będzie wypłacana emerytura minimalna, do której będzie dopłacało państwo. Reszcie zostanie pomoc społeczna, oszczędności albo pomoc dzieci.
To tylko obietnice
Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Invest Banku, nie ma wątpliwości, że mimo obniżenia wysokości emerytur i podwyższenia wieku emerytalnego do 67 lat ZUS-owi ciężko będzie wywiązać się ze zobowiązań wobec Polaków sumiennie odkładających na swoją emeryturę.
– Bo te odkładane pieniądze w ZUS to tylko obietnica. Nic więcej – mówi.
Wyjście? Najprostsze to systematycznie podnoszenie podatków. Tylko że nie można tego robić w nieskończoność. To zdusi gospodarkę i sprawi, że młodzi, którzy będą zmuszeni oddawać 50-60 proc. swojej pensji na daniny państwowe, wyjadą z kraju. Imigranci ich nie zastąpią, bo kto by się pchał do kraju z tak wysokimi kosztami pracy.
Bardziej odpowiedzialne wobec przyszłych pokoleń byłoby cięcie przywilejów emerytalnych – mundurowych, górników, rolników, sędziów. Tyle że to z politycznego punktu widzenia wymaga odwagi.
Leszek Kostrzewski, Piotr Miączyński
Źródło: Wyborcza.biz