Rząd chce dzięki temu najpewniej zwiększyć wpływy budżetowe.
Jak mówi anonimowo jeden z pracowników urzędu skarbowego w Krakowie:
‘Emigrant to świetna zwierzyna łowna. Ma spore pieniądze do zabrania, nie jest pod nikogo podpięty i nie ma znajomości. A jak przypadkiem założy sobie jakąś firmę, to już jest nasz. Pierwszą kontrolę od nas, z ZUS-u i Sanepidu ma już w pierwszym miesiącu działalności. Zanim ją zamknie, straci kilka-kilkadziesiąt tysięcy PLN.’
Prawdę mówiąc można było się spodziewać takiego obrotu spraw. To było tylko kwestią czasu, gdy polskie urzędy skarbowe zaczną się interesować finansami Polaków migrujących pomiędzy krajami. Można być tylko szczerze zdziwionym, że nastąpiło to dopiero teraz, czyli po ponad 8 latach od wstąpienia Polski do Unii Europejskiej i otwarcia granic.
Powracający z zagranicy Polak, czy to z powodów osobistych, czy też po utracie pracy, będzie miał zawsze zgromadzone jakieś środki finansowe.
Nawet odkładanie €500 co miesiąc przez 5 lat przyniesie €30,000, co po przeliczeniu na złotówki, stanowi znaczną kwotę dla powracającego do Polski małżenstwa. Podczas gdy w Irlandii są to oszczędności rzędu poniżej dwuletnich pensji minimalnych (€1,452 na miesiąc). Przy założeniu, że ktoś ma na tyle samozaparcia, by żyć z jednej pensji, a drugą odkładać.
Najbezpieczniej jest przesyłać pieniądze przelewem do Polski, niż wozić je ze sobą, narażając się na kradzież.
Przy czym według szacunków Narodowego Banku Polskiego, większość transferów gotówki do Polski odbywa się najzwyczajniej w świecie w kieszeni, bez udziału banków, a więc i bez kontroli przepływu kapitału. Okazuje się, że pieniądze przesyłane i przewożone przez Polaków z zagranicy stanowią wciąż większe sumy, niż łączne wsparcie płynące z funduszy Unii Europejskiej.
Współczesne państwa nie lubią, gdy obywatele podróżują ze znaczną gotówką po świecie, stąd obostrzenia w postaci zakazu przewożenia przez granicę równowartości powyżej €10,000 bez uprzedniej deklaracji. Niezastosowanie się do tego przepisu połączone z niemożnością wytłumaczenia się, skąd pochodzą pieniądze, grozi natychmiastową konfiskatą gotówki przez celnika na granicy.
Na szczęście, wykluczając osoby pracujące na czarno, robiące lewe interesy lub handlujące narkotykami, przeważająca większość Polaków w Irlandii jest w stanie udokumentować źródło pochodzenia własnych pieniędzy.
W tym celu dobrze jest zgromadzić payslipy, kopie formularzy P45/P60, wyciągi bankowe, czy też zaświadczenia z irlandzkiego urzędu skarbowego. Wtedy łatwiej nam będzie się wytłumaczyć w Polsce, jeśli jakiś urzędnik się nami zainteresuje. Pozwoli to też uniknąć karnej stawki podatkowej 75%, stosowanej w Polsce do dochodów bez zadeklarowanego źródła pochodzenia.
Odrębną kwestią jest, jeśli ktoś jest w stanie wytłumaczyć się z posiadanych pieniędzy, ale po powrocie do Polski zdecyduje się założyć firmę. Może to być szokiem, zwłaszcza po doświadczeniach prowadzenia firmy w Irlandii, gdzie swoboda gospodarcza jest na dużo wyższym poziomie.
Naiwność i nieznajomość bieżących polskich przepisów mogą spowodować do pewnego stopnia uśpienie czujności, co może być skrzętnie wykorzystane przez polskich urzędników.
Tymczasem w Polsce istnieje kilkadziesiąt organów uprawnionych do kontroli firm. To może być zaskoczeniem dla kogoś, kto prowadząc przez szereg lat firmę w Irlandii, nie widział na oczy nawet jednego urzędnika, a tym bardziej kontrolera. W Irlandii większość spraw można załatwić poprzez internet/telefon. Znane są przypadki właścicieli firm w Irlandii, którzy nigdy nie byli w żadnym urzędzie – bo często nie ma wcale takiej potrzeby.
Państwa tkwią obecnie w kryzysie finansowym, z trudem próbując zmniejszać deficyty budżetowe, podnoszą podatki i tną wydatki. Każdy podatnik jest więc na wagę złota.
Tylko czy takie przesłanie płynące z Polski odniesie pozytywny skutek w przyciąganiu inwestycji i rozwoju polskiej gospodarki? Czy Polacy mając taką świadomość będą chętniej wracać do Polski, aby zakładać firmy i rozwijać własny kraj?
Tomasz J. Kaplan