Brytyjski dziennik 'The Daily Telegraph’ donosi o farmie kwiatów nad Jeziorem Naivasha w Kenii.
Ponad 6000 kilometrów stąd, w ogromnych szklarniach – po 1 hektarze powierzchni każda – ponad 25,000 pracowników tnie róże do bukietu, który podarujesz dziś swojej Walentynce.
Tym kwiatom zajęło niecałe 48 godzin, żeby z Naivashy dojechać do specjalnego kwiatowego terminalu na lotnisku w Nairobi, stamtąd samolotem do Amsterdamu i ciężarówkami do największej na świecie giełdy kwiatów w Aalsmeer (przepływa przez nią nawet 20 milionów kwiatów dziennie) I dopiero stamtąd ciężarówką i promem do kwiaciarni w Irlandii.
Przeleciały kawał drogi i można by się czepiać, że ich transport przyczynił się do niszczenia środowiska naturalnego. Róże na Walentynki można tez hodować w Europie. W Holandii powstały nawet specjalne szklarnie podświetlone 24 godziny na dobę. Widać je dobrze gdy się leci samolotem nad Niderlandami.
Jednak naukowcy wyliczyli, że tzw ekologiczny footprint jest niższy dla kwiatów przywożonych z Kenii niż tych hodowanych na miejscu. To kwestia klimatu. Poza tym koszty produkcji w Kenii są nieporównywalnie niższe i to dlatego większość róż w europejskich kwiaciarniach pochodzi albo z Izraela albo z Kenii.
Wartość międzynarodowego handlu ciętymi kwiatami wynosi aż 60 miliardów dolarów rocznie.
Tomasz J. Kaplan